Od dłuższego czasu miałem w głowie aby objechać cmentarze na których leżą byli członkowie rodziny. Nie spieszyłem się z wyjazdem dlatego na rowerze byłem dopiero koło 10 rano. Dawno nie jeździłem w scenerii "po żniwach" z unoszącym się nad polami gorącym powietrzem. Słońce świeciło cudnie i tylko wiatr starał się zmienić odczucia towarzyszące tej wyprawie. Jako że niezbyt często bywam na cmentarzach, cel jaki obrałem dawał mi większego kopa. Rodzinę miałem dużą za dzieciaka i dużo osób odeszło z tego świata. Warto było się do nich wybrać. Jechało mi się dobrze, momentami jakbym miał 300 km przejechać, a na innych odcinkach jakbym miał na liczniku 299 km. Forma wraca ale sądziłem, że będzie lepiej. Do jesieni będzie ;) Nie robiłem zbyt dużo postojów, jeden dłuższy podczas odwiedzin u babci. Po tych rozmowach i trunkach ciężko było mi wsiąść z powrotem na Srebrną łunę. Do tego ostatnie około 30 kilometrów jechałem pod wiatr. Niewiele zabrakło mi do setki ale stwierdziłem, że zostawię to na next time. Szkoda byłoby złapać kontuzję mszcząc się aby osiągnąć ten cel, który nie miał tym razem znaczenia. I tak wróciłem porządnie zmęczony. Dzień udany.
kolorowa historia:
Piotras
Na wstecznym
Pociąg
Szklarnia
Szklarnia-ujęcie drugie
Koźlak
Koźlak-ujęcie drugie
Srebrna łuna
Pola Lednickie
Dworzec kolejowy w Kłecku
Bohaterskim obrońcom miasta
Gorzelnia Zakrzewo
Kaplica Świętej Rozalii w Sławnie
Komentarze (9)
O kurde! Przeoczyłem taki wpis :- Gratuluję Piotras - świetna wyrypa.
Pierwsza moja myśl: Od kiedy on ma tyle czasu na rower? ;-) Dopiero po chwili przypomniało mi się, że masz urlop :) No to udanego urlopu i dużo kaemów ;-)
Inspirujący tytuł wpisu dałeś ;-) Też wiele moich dawnych przejażdżek miało miejsce na miejsce spoczynku moich przodków. Tak szczegółowo jednak tego nie przedstawiałem. ładne trasa, dystans, zdjęcia. Pozdrawiam serdecznie