Dolina Baryczy. Siedziała mi w głowie od długiego czasu,
nawet wtedy kiedy nie jeździłem rowerem. W związku z pracą raz w tygodniu
przejeżdżałem przez Milicz, a poznana Pani Bogusia na moją prośbę załatwiła mi
mapy okolic Milicza. To sprawiło, że nie było odwrotu od przejścia do
realizacji pomysłu. Pomysł, produkt, sukces ;)
Na początku nie myślałem o tym aby jechać z kimkolwiek.
Jednak nie jestem samolubem i zaproponowałem wspólny wypad Grigorom (
Ani i
Grzechowi) .Zgodzili się bez wahania i tak oto Dzień Edukacji Narodowej stał
się najbardziej oczekiwanym rowerowo w tej części roku (póki co oczywiście).
Milicz jako małe miasto ma swój klimat. Nie odstrasza i nie
zniechęca do pobytu w nim. Rynek mógłby być bardziej zadbany ale może to
kwestia przyzwyczajenia z większych miast. Za to jedzonko i lody mają na
wysokim poziomie! Pizza była mega dobra, a naturalne lody … mniam mniam!
Atrakcje to bez wątpienia stacja kolejki wąskotorowej z wielkim akwarium ze
wszystkimi rybami jakie znajdują się w stawach hodowlanych. To również
początkowy punkt naszej wycieczki.
W pierwszej kolejności zdecydowaliśmy pojechać na wieżę
widokową w Grabownicy. Prowadzi w jej kierunku „ścieżka rowerowa trasą dawnej kolejki
wąskotorowej”. Jest to bardzo trafne i unikatowe rozwiązanie. Jak pomyślę ile
takich ścieżek można by zrobić w okolicach Żnina, Biskupina, Powidza, Gniezna
to aż włos jeży się na głowie. Włodarze tychże terenów nie wiedzą co tracą i
zdecydowanie odsyłam ich do Milicza.
Wieża w Grabownicy jest konkretną konstrukcją. Góra
osłonięta od wiatru ze stolikiem na środku. Bynajmniej przy 13C
o było tam przyjemnie ale latem w upale
pewnie niezbyt. Na szczęście mamy do dyspozycji jeszcze dwie odkryte
kondygnacje.
Rzuciliśmy okiem na okoliczne stawy i ruszyliśmy dalej
czerwonym szlakiem pieszym w kierunku Krośnic. Z racji tego, że trochę także
„chodzę z buta” szlak ten wydał mi się troszkę dziwny. Przemierzając go rowerem
spodziewałem się raczej mniej dostępnych, wąskich ścieżek prowadzonych daleko
od duktów leśnych. Przeważnie tak wyglądają szlaki piesze. Tutaj
było zgoła inaczej, lecz później to się zmieniło i zdarzyło nam się nawet
zgubić ów biało-czerwony kolor. Okazało się, że nieźle dostaliśmy w kość na niektórych
odcinkach szlaku, miło wspominając te łatwo przejezdne odcinki.
Po dotarciu do Krośnic zrobiliśmy sobie przerwę na popas.
Usiedliśmy na jednej ze stacji kolejki wąskotorowej, która działa w sezonie
letnim. Zrobiono tam pętlę po której kolejka jeździ i raduje dzieci, bo dla
nich to największa atrakcja. Szczerze mówiąc Żnińska kolejka daje więcej frajdy
niż jazda w kółko. Po żartach, śmiechu i
zjedzeniu wielu zbędnych kalorii ruszyliśmy w kierunku Dziewiętlina, pośredniej miejscowości na
trasie do Rezerwatu Wzgórze Joanny.
Jakież były moje wyobrażenia o tym wzgórzu. Już widziałem tą
panoramę Doliny Baryczy w pełnym słońcu. Niestety wzgórze to jest porośnięte
drzewami i w porównaniu z okolicami Krośnic otrzymuje mniej punktów atrakcyjności.
Ludzie z nizin kochają piękne widoki górek, budynków daleko po drugiej stronie
doliny itd. Gdyby Wieża Odyniec była czynna nasze oczy znalazły by się wyżej
niż korony drzew. Tego dnia była zamknięta, widocznie tak miało być.
Po zjeździe ze wzgórza w kierunku miejscowości Pracze (nadal
czerwony pieszy) zaczęła się najtrudniejsza jazda tego dnia. Szlag by trafił
ten szlak. Poryty przez dziki, mokry aż koła zapadały się w ściółce, z ukrytymi
konarami pod błotem. To było piękne i takie dzikie. Jedynie mnóstwo gałązek
leżących na ścieżce psuły całą tą otoczkę. Co chwila jakiś kikut między
łańcuchem a kasetą, gdzieś w zębatkach przerzutki. Dobrze było wyjechać na
asfalt chociaż na kilkaset metrów, oczyścić koła z błota i ponownie wjechać w
las. W taki sposób dojechaliśmy do wsi Pracze.
Korzystając z wspomnianej już „ścieżki
rowerowej dawną trasą kolejki wąskotorowej” udaliśmy się do Milicza i
zamknęliśmy pętlę w koło.
W Miliczu zwiedziliśmy rynek, odpoczęliśmy w słońcu które
grzało niczym piec i zjedliśmy co nie co aby dodać sobie energii na powrót.
Podsumowując:
Udało się! Z pogodą, ze sprawnymi rowerami i świetną
wycieczką. Pewne jest, że aby objechać większość szlaków trzeba by pojechać w
Dolinę Baryczy na weekend majowy i bez zbędnego pośpiechu jeździć i jeździć ;).
My obraliśmy jeden szlak, który na bieżąco modyfikowaliśmy aby jak najwięcej
zobaczyć.
Dziękuję Ani i Grigorowi za towarzystwo! Wiem, że na Was
zawsze można liczyć, z Wami jeździ mi się najlepiej i za to właśnie Was
najbardziej kocham
i nie tylko oczywiście!
Ps. Nie wspomniałem jeszcze o dębach, królewskich drzewach które rosną tutaj na potęgę. Stare jak świat, około 200 letnie panowały nad resztą flory obszaru Doliny Baryczy. Niestety widok powalonych wielu dębów na szlaku aż dziwił. Wydaje się, że to takie mocne drzewa, ale widocznie ilość wody wokół sprawił że drzewa te obalały się jak zapałki.
PS.2 Nie wszystkie zdjęcia we wpisie należą do mnie dlatego dziękuję Ani i Grigorowi za możliwość udostępnienia zdjęć zrobionych przez nich. Dzięki!
Tutaj reszta moich ujęć:
Do zobaczenia na szlaku!