W ostatni dzień długiego weekendu postanowiliśmy zrobić rekonesans w okolicy Powidza. Nasza dziewicza, pełna niewiadomych wyprawa z Heleną. Przypomnę Wam, że w zeszłym roku początki były trudne. W tym roku, no co tu dużo pisać, w planach coś bardziej dla oka niżeli najbliższa okolica gdzie mieszkamy.
Oczywiście nie możemy powiedzieć nic złego na temat Swarzędza i gminy, jeśli mamy na myśli place zabaw i atrakcje dla dzieci. Doceniamy ten rodzaj dbania o najmłodszych.
Planując wycieczkę z dzieckiem mamy nadzieję, że oprócz pogody, czynnych sklepów, choćby jednego wolnego stolika w jadłodajni - będą place zabaw. Ktoś pomyśli: "co on pisze za bzdury. Wszędzie są place zabaw". Mi też się tak wydaje i przyznam, że po pierwszym razie muszę zmienić wyobrażenia. Myślałem, że na większości mniejszych wsi jest zjeżdżalnia, jakaś karuzela czy huśtawka. Wsie naniesione na mapie nie koniecznie to gwarantują. Wtedy naprawdę doświadcza się piękna takiego wyjazdu. Wtedy właśnie poznajemy charakter swojego dziecka, to zbliża jeszcze bardziej. Nagrodą za wytrwałość jest zabawa. Dla rodziców - ulga na widok placu zabaw.
Podróżujemy z Heleną i nasze nawyki i przyzwyczajenia musimy odłożyć na bok. Trasa musi być ciekawa dla każdego z nas.
Powidzki Park Krajobrazowy ma wiele do zaoferowania. Decydując się na 70-80 kilometrów można bez trudu objechać kilka jezior i z cywilizacji wpadać w osamotnione miejsca. My wybraliśmy szlak niebieski którym objechaliśmy Jezioro Powidzkie w kierunku do Giewartowa.
Pierwsze przejechane kilometry dobrze reklamują ten region. Kilka naprawdę fajnych widoków, dzika plaża, żaglówki, wypoczywający ludzie. To wszystko w przedsezonowym wydaniu, kocham!
Płaski jak stół asfalt i i pierwsze polne drogi doprowadziły nas do Giewartowa. Na mapie "wygląda jakby był tam plac zabaw" powiedział mąż do żony. Wjechaliśmy do tejże miejscowości po ok 11 przejechanych kilometrach. "Przydałaby się teraz zjeżdżalnia" Tylko gdzie jest pz ;)
Był ale niestety dla większych dzieci dlatego Helena nie mogła skorzystać w pełni. To nie wróżyło nic dobrego biorąc pod uwagę 1/3 trasy.
Między Giewartowem a Kosewem jazda odbywa asfaltem się wzdłuż jeziora. Cały czas blisko wody z widokami na Powidz. Od Kosewa do Przybrodzina ciężka sprawa. Raz że nie widać jeziora, dwa cały czas piasek. Owszem lasy sosnowe pachną cudownie i miło się w nich jedzie, jednak my chcieliśmy cieszyć oczy widokami jeziora. Trzeba szybko zapomnieć o tym odcinku.
W Przybrodzinie odwiedzamy plażę gdzie robimy krótką przerwę aby po chwili dokończyć pętlę i dojechać do Powidza. Helena wylatała się po plaży na boso i szybko zapomniała o tym, że ostatnie kilkanaście kilometrów było nudnych.
Za to ostatni etap okazał się być bardzo fajny. Jechaliśmy obok torów wąskotorówki 2-3 razy wyjeżdżając na różnych plażach. Dzikich plażach. Cisza spokój.
Podsumowując:
Szukaliśmy miejsca na rodzinny wypad. Dla naszej trójki to nowe tereny i to miało gwarantować sukces. Szlak niebieski dookoła Jeziora Powidzkiego to fajna trasa. Odwiedzane miejscowości nie gwarantują odskoczni, alternatywy kiedy fotelik zaczyna parzyć ;) Nie było jak to się mówi tragedii i każdy z nas zachowa z niedzieli coś dla siebie.
kolorowa historia:
Do następnego!