Dziś wybraliśmy się z Sylwią na asfaltową pętlę. Udało nam się wziąć "kąpiel" słoneczną i cieszyć się wiosennym klimatem! Mogło by tak już zostać. Sporo ptaków przyleciało chyba z tym powiewem ciepła, bo śpiewają aż miło. Oby jak najwięcej takich dni. Pozdrawiamy S&P Z.
Dzisiaj Sylwia zaproponowała rower. Kobiecie się nie odmawia i po 14 byliśmy na skraju PK Promno. Oczywiście rowery na dachu naszej bryki. Szkoda w tym wiaterku i chłodzie tracić siły na dojazdy do lasu. Nie po to kupiłem bagażnik żeby tylko na urlop z niego korzystać ;) Termometr pokazywał -2,5 stopnia. Mimo takiego słońca czuć było zimno nie mniej niż wczoraj. Zimno to zimno to czy może być lepsze jedno zimno od drugiego? Objechaliśmy sporą część parku, korzystając z urokliwego, ciepłego słońca. Sporo ludzi się kręciło zwłaszcza nad jeziorami. Śmigali na łyżwach aż miło było popatrzeć. Sylwia ze spadkiem formy mimo że "na tyłku nie siedzi". Forma przyjdzie Kochanie ;* Niedziela super!
Sobota zapowiadała się słonecznie i mniej zimno niż wcześniejsze dni. W pracy zgadałem się z szefem Rafałem i kolaboracja rowerowa dogadana w kilka minut. Dostaliśmy się do Tuczna autem z rowerami na dachu i około godziny 9.00 myk w teren. Termometr wskazywał -10 i jasne było, że kończyny dolne i górne...zresztą czy to ważne? Zimno w trzy dupy że gile marzną, ale to słoneczko! No bajka normalnie. Herbatka ciepła na rozgrzanie dawała radę i szczerze pisząc, nie było tragedii. Objechaliśmy kilka miejscowości m.in Dąbrówkę, Zielonkę, Dzwonowo, Głębokie, Pławno, Kamińsko, Tuczno. Po lesie jeździło się bardzo sprawnie choć momentami zmarznięte ślady ciężkiego sprzętu wymagały większego skupienia. Technika z każdym kilometrem lepsza. Zaczynam się czuć coraz bardziej zrośnięty z rowerem:) Bardzo pozytywny wyjazd i można mówić o kolejnym temperaturowym levelu, bo do tej pory jeździłem przy -6 najmniej. Kciuki przemarzały mi na kość i o dziwo palce u stóp jakoś lepiej wszystko znosiły. Odwiedziliśmy fajną restaurację, dobra zupa i kawa zmieniła naszą jazdę w jeszcze bardziej wesołą. Z pewnością jeszcze tam wrócę pokazując innym to fajne miejsce. Dzięki Rafał jeszcze raz za bardzo mile spędzony czas! Oby więcej takich wypadów. Pozdrower
Zgadałem się z Rolnikiem na wspólną stówkę. Wyszło fajnie, bo oboje mieliśmy dziś wolne od pracy. Mati miał plan odwiedzenia Zielarek z Gorzuchowa, a ja przystałem na tą zimową atrakcję. Oczywiście celem nie mniej ważnym było przejechanie dziś 100km. Po drodze odwiedziliśmy kilka pomników upamiętniających Powstańców Wielkopolskich oraz ich grób na cmentarzu w Kłecku. Wiele się dziś dowiedziałem od Mateusza, który jest prawdziwym patriotą i bardzo dużo wie na temat wielu postaci z kart historii naszego regionu. Wycieczka przebiegała bez większego zmęczenia, słoneczko zaświeciło po 11 i to dodało nam mega kopa pozytywu. Do Zielarek trafiliśmy bez problemu. Zielarki online . Człowiek wyobraża sobie to co spotkało te kobiety za niewinność, to żal się robi. Dziś aktywiści zamykani i zabijani kiedy są niewygodni są takimi Zielarkami dzisiejszych czasów. Przejeżdżaliśmy przez Kiszkowo dlatego postanowiłem pokazać Rolnikowi kilka fyrtli. Było trochę czasu żeby usiąść i nacieszyć się widokami. Kiszkowska ostoja Powrót z Kiszkowa do domu czyli na ok 75 kilometrze wiatr zaczął dawać się we znaki. Do tego stopnia, że dwa kilometry przed domem opadłem z sił. Wiało tak w mordę, że kląłem wniebogłosy żeby dodać sobie energii. Udało się i pierwsza stówka w tym roku i od 2-3 lat stała się faktem. Dzięki Mati za fajnego tripa, ciekawe opowieści i pierwszą stówkę.
Po południu miałem okienko wolnej chwili i tak bez aparatu, plecaka i zbędnych postojów ruszyłem na fajną dla mnie "pętlę Piotrasa". Pętla zawiera zjazdy, podjazdy, leśne ścieżki, polne drogi i asfalt. Do tego mogę ją dobrowolnie modyfikować w zakresie od 20 do 30 km, co kwalifikuje ją jako "bardzo na miejscu", bo cały czas jestem blisko domu. Dziś spotkałem pewnego Pana, który szedł na spacer z psem. Coś tam zagadałem po czym mówi mi, że "tam dalej nie przejadę, bo są koleiny i błoto i lód. No chyba, że znam tą drogę". Nic nie odpowiedziałem, ale pomyślałem jedno: Panie, w tej chwili jadę rowerem cross country (a było to akurat na stromym odcinku pętli). Ten rower i ja wszędzie przejedziemy, bo jesteśmy do tego stworzeni. Nie cofnę się bo ktoś mnie straszy, albo jego głowa nie ogarnia jazdy rowerem w takim terenie ;) Martwił się o mnie :)
Wyjechałem przed zachodem słońca, by największą rozkosz z jazdy czerpać po zmroku. Lamp nakupowałem i nie straszna mi żadna ciemność. Nawet ta między drzewami ;) Lubię ten dreszczyk emocji i adrenalinę, którą daje ciemność. Dlatego ostatnio częściej ruszam po południu. Fajna i mroźna wyrypa, choć przyznam że wróciłem do domu solidnie zmęczony. Mam nadzieję, że te kilometry zimowe będą miały przełożenie na "łatwość" pokonywania kaemów latem ;) Co do prostej kiery: Muszę poszukać optymalnych ustawień kierownica-wysokość siodła. Nie mogę się spasować, do tego wczoraj cały czas plecak i czułem odcinek szyjny, który pod koniec kręcenia solidnie dawał mi się we znaki. Jeśli ktoś z Was moi drodzy ma jakieś cenne wskazówki dotyczące ustawień trekkinga to bardzo byłbym wdzięczny ;) Pozdrower
Srebrna łuna dostała dziś prostą kierownicę. 580mm i 6° wzniosu pochyliło moją pozycję, przez co Helena będzie miała więcej % widoczności. Bardziej sportowo teraz, trzeba się przyzwyczaić.
Pojechałem dziś do Czerwonaka odwiedzić znajomych. Fajnie było, śmiesznie i bardzo ciekawie. Powrót po ciemku tą samą drogą. Dobrze mi się jeździ z oświetleniem, zwłaszcza w najciemniejszej czerni. A to moja kolacyjka. Warzywa + białko i tłuszcze. Mniam ;-)
Dziś wybrałem się do Puszczy Zielonki, co tu dużo pisać: ubrudzić się i zmęczyć. W lesie ciężkie warunki, mega błoto i lód. Wyszedł fajny dystans, który bardzo mnie zadowala. Rower brudny że hej. Odkręciłem rogi z kierownicy i od razu zrobiła się szersza kiera. Póki co tak pojeżdżę.
Chciałem żeby mi tyłek zmarzł i udało się. Lawirant brudny, Srebrna łuna w użyciu. Ale terenu nie odpuszczę, zrozumiano? ;-) I tak pyk myk polne ośnieżone, zlodowaciałe drogi zmieniły się w leśne białe jak śnieg. Latarka na kasku full epy, siódme poty z siebie wyciskała ale dała radę skubana. Dobry zakup. I tak siedzę na kanapie jak kilka godzin temu na szachownicy i przyznać muszę, że miły był to wieczór. W zasadzie nie muszę, bo musze to są gówna. Wiem, że miły był to wieczór, bo go sam dosłownie jak nagranie na VHS w autopsję zamieniłem.