W sobotę miałem wziąć udział w rajdzie rowerowym "Na szagę przez Puszczę ", jednak kilka czynników sprawiło, że nie dotarłem na Start. Skoro sobota była zaklepana na rower, wybrałem się więc do lasu szukać schronienia przed ciepłem i pobyć wśród przyrody, co kocham najbardziej.
Wiele osób które poznałem dzięki rowerowi nie ma już chęci spędzać czasu razem. Na jednego kompana mogę liczyć od zawsze w kwestii wspólnych wypraw i vice versa. I tak z Markiem włóczyli my się po leśnych duktach odwiedzając większe drzewa w lesie. I kładkę w Owińskach, i Murowaną i Okoniec i po prostu było zajebiście ;)
Jak zawsze dziękuję żonie za wyrozumiałość i poświęcenie; *
Od wielkich drzew możemy nauczyć się wzrastać. Duchowo rzecz jasna.
Kruk patrzył na nas po czym odleciał. Wiedział, że nie stanowimy zagrożenia.
Lubię leżeć pod drzewami i patrzeć na nie z innej perspektywy.
Słońce daje radość samo w sobie.
Warta strada.
Koszulka Bikestats musi być; )
Jak mam to korzystam.
Jezioro Miejskie jak zawsze w pięknych kolorach wody.
Pełen chillout. A jak!
Częściej zwracam uwagę na bycie, nie interesuje mnie tylko sama jazda.
Traktor na polu wróży jesień.
Piekne były to chwile. Co ja bym robił bez tej zajawki?
Całą watahą wybraliśmy się do lasu uczcić Bohaterów. Prawdziwych patriotów z miłości do ojczyzny oddających swe życia za wolność przyszłych pokoleń.
Dzięki nim mogliśmy dziś zamieszkać na chwilę w lesie. Cieszyć się sobą robiąc to co kochamy.
Rok 2024 jest jednym z najbardziej wycieczkowych dla nas. W końcu nastały wycieczkowe żniwa ;) Po wyjeździe do Włoch wcale nie mieliśmy dosyć. Korciło nas żeby odwiedzić Jezioro Czorsztyńskie i wejść na Koronę Gór Polskich. Dzieci są na tyle duże, że mogliśmy sobie pozwolić na kilkugodzinne wojaże. Zdobyliśmy Trzy Korony i Wysoką oraz objechaliśmy prawie całe Jezioro Czorsztyńskie, które ma piękna ścieżkę asfaltową wokół. Pogoda była dla nas łaskawa i mogliśmy się cieszyć słońcem i pięknymi widokami. Na pytanie czy warto tam jechać odpowiem tak: nie zastanawiaj się bracie/siostro. Uwierz mi na słowo i jedź ;)
Na "weekend majowy" wybraliśmy się do Włoch nad Jezioro Garda. Chcieliśmy glownie jeździć rowerami i zwiedzać piękne miejscowości. W sumie przejechaliśmy na dwóch kołach nieco ponad 100km. Przed sezonem świetnie było pojeździć po promenadach ;) Ciepło, piękna roślinność, góry, jezioro i spokój. Nikt się nie spieszy, łapiemy słońce. Północne Włochy warte spędzanych tam chwil. (Przed sezonem)
Dziś spotkanie z Rolnikiem i Norbim. Sylwia również postanowiła jechać z nami i tak chwilę po 8 rano ruszyliśmy ku sobie ;) Objechaliśmy nowe ścieżki gminy swarzędz, trochę przez miasto - tfu, ten dym bardziej mnie denerwuje niż debilni kierowcy. Chociaż jeżdżąc po asfaltach tych drugich nie brakuje i też nie jeden lepe mógłby dostać. Po 20 kilometrach Sylwia i Norbi odbijają do domu z braku czasu i z oszczędności energii, a my z Matim postanawiamy dobić 50+. Udaje się to mimo iż bliżej południa wiatr nabiera siły i generuje 40 km/h porywy. Mimo to wypad spoko. Mati łapie pane, ale i kawa zaliczona także fajnie było. Dziękuję Wam za udana niedzielę!
Jak co roku udało się spotkać razem z zarażonymi cyklozą w ostatni dzień roku. Tak się składa, że dla mnie i Grigora to wręcz tradycja, Rolnik był z nami któryś raz a Marek i Rafał po raz pierwszy. W pięciu stawiliśmy się na skraju Puszczy Zielonki. Śmiechu było co nie miara, a trzeba dodać że tylko ja znałem przed spotkaniem wszystkich. Sportowcy z zamiłowania szybko jednak łapią jedną częstotliwość nadawczo-odbiorczą dlatego podczas każdego kilometra było miło i radośnie. Grzegorzu, Marku, Mateuszu i Rafale dziękuję, że byliście dziś częścią rowerowej Braci! Szczęśliwego Nowego Roku!
Ps. Reszcie rowerowych znajomych rownież życzę wszystkiego co Najlepsze!
Najzwyczajniej w świecie nie chciało mi się dziś jeździć rowerem. Późno poszedłem spać, do godziny 1.30 czytając "Ojca Chrzestnego". Do tego przestawiony czas i te zapowiedzi deszczu rozmywały wyobrażenia o świetnym kręceniu. Koniec końców zebrałem się i wybrałem opcję autem do Tuczna i rowerem w las.
Postanowiłem ruszyć w kierunku Dziewiczej Góry. Kiedy się rozgrzałem pomyślałem, że dawno już nie zdobywałem "Killera". Skoro jadę w tamtym kierunku czemu by nie spróbować. Trochę się martwiłem o nogi ponieważ po wczorajszej pięćdziesiątce w terenie czułem dziś kwas mlekowy momentami. "Killer" is dead i muszę przyznać, że choć nogi płonęły mi z braku odpoczynku dałem z siebie wszystko i poszło gładko. Z pewnością prędko nie wrócę na ten podjazd. Zjazd też fajny i nawet bardziej techniczny. Dalej pojechałem w kierunku Owińsk, gubiąc się nieco na obrzeżach puszczy. Wyszło z tego kręcenie w gęstym lesie ale koniec końców wyjechałem w znanym mi miejscu. Reszta jazdy przebiegała już z zamkniętymi oczami. Mimo zmęczenia fajna rowerowa niedziela.
Lekarz stwierdził, że nic mi nie będzie. Lawirant też wyszedł bez szwanku. Ja trochę się poobijałem i dziś chciałem sprawdzić czy i jak wielki ból będzie towarzyszył mi podczas kręcenia kilometrów. Starałem się jechać jak zwykle jednak musiałem momentami odpuszczać. Pojechałem odwiedzić mojego wychowawcę z czasów Szkoły Podstawowej. Kawa i wspomnienia ze zwycięskich turniejów reprezentacji szkoły w siatkówkę. Niegdyś trenowałem siatkówkę i razem z kolegami często reprezentowaliśmy Powiat Gnieźnieński w turniejach siatkówki Szkół Podstawowych i Gimnazjum. To były czasy ;)
Dziś poobijane nogi nie były katowane przeze mnie. Jechało mi się dobrze, często z lekkim wiatrem. Postawiłem głównie na drogi gruntowe i pobyt w głębokim lesie. Nawet powrót w mżawce nie był w stanie zepsuć dobrego humoru. Dystans wyszedł zaskakująco miły ;)