Ludzie którzy mnie znają troszkę lepiej wiedzą, że szalony jestem i zawsze chętny na wrażenia. Wiedzą też, że od czasu do czasu zaproponuję coś szalonego, co stało się moim celem ledwo kilka minut temu. Tak było i tym razem.
Będąc w pracy wpadłem na pomysł aby zorganizować grupę osób, które są chętne jechać w Góry Izerskie poszaleć na zjazdach.
Plan zakładał wypożyczenie rowerów Trek na miejscu. Nie trzeba katować swojego, a jedyne co trzeba- to dobrze się bawić! Nic więcej. Trochę czasu, kasy i chęci. Niestety łatwiej to napisać niż znaleźć obsadę w aucie. Z różnych powodów.
Złożyło się tak, że tylko mój dobry ziomek Maciej zdecydował się pojechać. Chłopak nie jeździ na co dzień rowerem, nie jest nawet fanem MTB, bo woli jeździć motocyklem. Jednak ma pewne cechy: jest szalony, odważny i lubi zapierdalać! To wystarczyło, żeby ustalić datę i ruszyć na podbój Singltrek pod Smrkiem.
Ruszamy po 3 w nocy żeby po 8 rano na spokojnie stawić się na parkingu u Kyselky. Razem z nami wybrała się też Magda z Filipem, którzy postanowili zdobyć Smrek.
Mamy pół godziny żeby się przebrać, zjeść. Wjeżdża małe piwo, szybkie zakupy i jesteśmy gotowi odebrać rowery. Obsługa mówiąca po polsku, możliwość płatności w złotówkach i miła atmosfera to dobry początek dnia. Dostajemy pompkę i po dętce, jednak jeśli nie korzystasz nie płacisz.
Wybrałem Trek Fuel EX 8 Plus 27,5" (19,5 cali) między innymi dlatego, że nie chciałem większego skoku niż 140 mm. Tutaj jest tak, że trzeba też na te górki wjechać. Druga sprawa taka, że rezerwujesz rower jaki jest wolny w danej chwili. Spontany mają to do siebie.
Rama z Alpha Platinum Aluminium, zawieszenie o skoku 140 mm z przodu i 130 mm z tyłu oraz napęd SRAM GX Eagle 1x12 o szerokim zakresie przełożeń to to, czego mi było trzeba tej soboty. Amortyzator i damper Foxa, regulowana sztyca tylko dodawały smaku i pewności siebie. Szczerze mówiąc nawet nie przyglądałem się bardzo temu rowerowi. Nie miałem czasu i byłem za bardzo podniecony. No to JAZDA!
Początek to podjazd czerwonym szlakiem i pierwsze wrażenia z jazdy. Rower płynie, ja wypluwam płuca, a mój wyraz twarzy zdaje się mówić " co jest grane?" Mam zadyszkę, do tego przyzwyczajenia ze zbijania przerzutek palcem wskazującym sprawiają, że gubię się w operowaniu przekładnią. Tutaj w górę i w dół obsługa następuje kciukiem co jest mega świetnym rozwiązaniem. Godzinę potrzebowałem żeby się połapać. Papcie szerokie od razu mi się spodobały, kierownica znacznie bliżej niż w moim góralu.
Pierwszy zjazd zaczynamy po solidnym kręceniu w górę. Dopiero wtedy trafia do mnie na jakim rowerze jadę.
Wszystko odbywa się intuicyjnie. Poza przerzutkami, które nie raz powinny być zbite w dół w odpowiednim momencie. Rower jest tak dopracowany, że zabawa trwa w najlepsze. Trasy oczywiście perfekcyjne, lekko mokre, przyczepne. Jeszcze nigdy nie siedziałem na takim rowerze, a czuję się jakbym miał doświadczenie w zjazdach. Zero strachu, zero zdrowego rozsądku. Tylko dzida w dół.
Maciej śmigał w tym dniu na 29 er Trek Top Fuel 8 ze skokiem 100 mm przód tył. Raz, że rozmiar 18,5 cala był w sam raz dla niego, dwa :skoro Młody nie jeździ rowerem nie będzie mu sprawiało różnicy czy koło to 29 czy 27,5. Dla mnie osobiście 29 byłoby ciężkim przeżyciem, bo jestem przyzwyczajony do 26. Koła 27,5 cala były więc optymalne dla mnie. Maciej chwalił sobie swój rower, który prezentował się również zacnie.
O rowerach było to teraz o samych trasach.
Trasy są dobrze oznaczone, nie było problemu żeby jeździć gdzie się chce według mapy. Najbardziej niebezpieczne miejsca dobrze oznakowane słupkami na których widnieją wykrzykniki lub inne rysunki. Dotyczy to pieszych i traktorów chociaż my niczego i nikogo kto by przeszkadzał nie widzieliśmy. Fajnie poprowadzone kładki, wyprofilowane ścieki dające dużo frajdy, to cecha Czeskich ścieżek.
Dawałem nam dwie godziny zanim zaczniemy szybciej jeździć. Starczyła godzina i opanowanie przerzutek. Trasy+rowery+ no właśnie, doświadczenie? Miejscami zastanawiałem się czy mnie nie pojebało.
Trochę godzin na rowerze spędzam, mam swoje małe góreczki na których ćwiczę technikę jazdy w dół. Rowerowo czuję się doświadczony i to właśnie dodawało mi pewności siebie. Maciej muszę przyznać, nie zapomniał jak się jeździ rowerem. Technicznie chłopak ma jaja ;)
Żeby jechać w dół trzeba podjechać do góry. To również ekscytujące i jest to stopień trudności. Tak się jednak składa, że około połowy tras to podjazdy lub jazda w poziomie. Nasze baterie mocno to odczuwały. Maciej dał mi do zrozumienia, że mam na niego nie patrzeć i jechać swoje. Tak zrobiłem, bo wymagałem od siebie zaliczenia każdego podjazdu. Dla Macieja szacunek, bo od razu trafił w góry i dawał radę. Po 20 kilometrach zaczęła się u niego odcinka siły, która pozwoliła mu dobić do 29 kilometrów tego dnia. Świetny wynik.
Ja zrobiłem 39 km i również jestem zadowolony z siebie.
Infrastruktura w obrębie Singeltrek jest na dobrym poziomie. Trzy miejsca gdzie zjemy, wypijemy ciepłą herbatę lub kawę. Do tego kawałek drożdżowego ciasta z owocami lub po prostu skiba w łapę. Przy wypożyczalni u Kyselky podają też naleśniki, zupy. W tym samym miejscu po oddaniu roweru możemy wziąć prysznic w oddzielnym pomieszczeniu, oczywiście kibelek w nie najgorszym stanie również dowoli ;) Ludzie narzekają na mały parking ale jest na to rada. Trzeba być po 8 rano i problem rozwiązany ;)
Bawiłem się tego dnia wyśmienicie. Z czasem każda kałuża wlewała mi się do butów, błoto było wszędzie na mnie. To nie miało znaczenia, bo jadąc z początku na hamplu człowiek robił sobie i rowerowi dosłownie krzywdę ;) Nikogo nie będę przekonywał, że nic lepszego w życiu rowerowo nie przeżyje. Każdy lubi co innego, ja trafiłem w odpowiednie miejsce z odpowiednim kompanem.
Dlatego właśnie zarezerwowałem rower na kolejny dzień ;) Pozdrower!
PS. Dziękuję Maciej za udostępnienie zdjęć, szanuję Twoją prywatność. Tak jak mówiłeś masz na zdjęciu dziubek. Lepszego nie dałbym rady zrobić. Wiesz jak jest, na mury najczęściej trafiały członki nie murale :D