Nie chcieliśmy siedzieć tylko przed TV patrząc na Olimpiadę więc ruszyliśmy z Sylwią na małą pętlę. Miało być trochę terenu ale niestety temperatura w plusie i ... dupa, został tylko asfalt. Miało być Swarzędz, Kobylnica, Tuczno, Pobiedziska, Sarbinowo niestety w Karłowicach zaczęło kropić ;/ Także tego w prawo na Kowalskie i niestety kółeczko mniejsze niż planowaliśmy. Od połowy trasy deszcz dawał nam w kość i mogę powiedzieć, że już dawno nie byłem tak mokry ;) Kiedy żona mówi ci, że nieźle ją przewiozłeś to znaczy, że mimo iż krótko i deszczowo - musiało być zajebiście ;)
Ruszyłem od samego rana z racji zmarzniętych polnych dróg i leśnych duktów. Idealna opcja na jazdę w terenie, zero kompletnie zero błota i pełna satysfakcja. Oczywiście druga strona medalu to wrócić do domu zanim słońce sprawi, że polne drogi zamienią się w prawdziwy off road. Obrałem sobie za cel - single nad Jeziorem Stęszewskim i Jeziorem Kowalskim. Ścieżka przy Jeziorze Stęszewskim siedziała mi w głowie tak długo, że nawet sobie tego nie wyobrażacie ;) W pierwszym etapie jest dość stroma, miejscami trzeba się bardzo mocno przytulić kierownicy, bo rosnące zewsząd krzaki uniemożliwiają jazdę. Z czasem ścieżka robi się coraz bardziej przyjemna. Druga część tego szlaku to istna zabawa i szkolenie techniki. Ubawiłem się co nie miara i bardzo zadowolony ruszyłem w kierunku drugiego celu. Singiel Grigora, bo taką nazwę również można przyjąć ;) to zebrane najlepsze odcinki wszystkich okolicznych singli jeziorowych połączone w jeden. Mistrzostwo świata i w dodatku na wyciągnięcie ręki ;) Dzisiaj musicie mi wybaczyć brak zdjęć ale chciałem mieć plecy wolne od ciężaru dlatego nie brałem plecaka ;) PozdRower ;p
Dziś z żoną postanowiliśmy wybrać się na rowery. Nasze wspólne wypady są również bardzo fajne i lubię je tak samo jak Sylwia ;* Nie bardzo mieliśmy plan więc zaproponowałem Pałac w Czerniejewie z postojem na kawę, a później Giecz (ośrodek początków państwa polskiego) ponieważ nigdy tam nie byłem. Tak zrobiliśmy i przy pięknej pogodzie udało nam się przenieść w "stare czasy" za pośrednictwem znikających PGR, pałaców, kościołów.
Wał Wydartowski pierwszy raz odwiedziłem w zeszłym roku. Chciałem tam wrócić z jednego powodu - "zakochałem się" w tym pagórkowatym, bajecznym wręcz krajobrazie. Ma on początek kilka kilometrów za Gnieznem i nagradza wytrwałych wieżą widokową na najwyższym wzniesieniu w Dusznie ;) Dziś ruszyłem o 6 rano aby spotkać się z pierwszym kompanem - Grigorem. Wspólnie udaliśmy się do Gniezna gdzie czekać miała reszta ekipy w składzie Micor i Pan Jurek. W pewnym momencie dołącza do nas Mateusz i w taki oto sposób nasza grupa ostatecznie się uformowała. Ze względu na porę roku leśne tereny nie były brane pod uwagę - niestety nie udało się uniknąć mega mega błota ;) Do celu jechało się bardzo dobrze, bo z wiatrem. Zjazd z wału to prawdziwe MTB w błocie, śniegu, wodzie, lodzie itd itp. Mimo narzekania świetna zabawa ;) Ze względu na ograniczony czas udaję się z chłopakami w kierunku Gniezna, a później domu. Grigor postanawia zobaczyć na liczniku 200 i obiera nieco inną drogę. Kawałek dalej Mati również odbija do domu i zostajemy w trzech. Powrót okazuje się dla mnie bardzo ciężki. Zanim pojawiła się na liczniku setka było ok ale wiatr postanowił uprzykrzyć mi życie. Pan Jurek i Micor odprowadzają mnie do Wierzyc, wspólna kawa chyba dodała nieco energii ;) Przeżyłem dziś dużo fajnych, miłych wrażeń. Podziwiałem piękno przyrody, zwierzęta, stare budynki. To lubię najbardziej! Dzień zaliczam do bardzo udanych, pogoda i rower otrzymują złoty medal ;D
Po ostatniej jeździe złapałem katar, a jak mi przeszło to przyszły duże mrozy. Nie rzucam się tej zimy na jazdy w mrozie, śniegu, lodzie ale sobota zapowiadała się bardzo dobrze pogodowo. Skorzystałem z okazji i "podłączyłem" się do Grigora żeby pokręcić korbą. Trochę minęło od ostatniego spotkania więc tym bardziej było miło. Ruszyliśmy przed siebie biorąc pod uwagę tylko czarnego brata asfalta :D Jeździliśmy w gminach Kostrzyn, Łubowo, Kiszkowo i Pobiedziska. Dzięki Grzechu za wypad, do następnego.
Dziś z Grigorem wyruszyliśmy asfaltami do Kórnika.
Kilkanaście kilometrów pod wiatr to nie 100 km jak w sierpniu podczas podboju NSR także
bez narzekania. Kórnik w sobotę zabiegany, każdy jakieś zakupy, autem na myjnię
itd. Zrobiliśmy rundę po całym mieście, promenadą im. Wisławy Szymborskiej
wzdłuż jeziora Kórnickiego, chwila przy Zamku i…MC`Donald ;) Szybki obiad,
kawa i dalej w kierunku domu. Jaja były nieziemskie, błądzenie między polami, moja pierwsza gleba 2014 - na szczęście kontrolowana :) Wybraliśmy mało znane drogi, które doprowadziły
nas do Kostrzyna, a stamtąd przez Gwiazdowo do domu. Bardzo miła i fajna
wycieczka. Mimo lekkiej nudy miejscami, ogólnie trip zaliczam do bardzo
udanych. Dzięki Grigor za miły dzień ;)
Dla niektórych trzeci dzień nowego roku to już trzeci dzień jazdy, dla mnie dziś był pierwszy. Ruszyłem dość późno i jak to w moim przypadku kurs - teren. Pojechałem w rodzinne strony, przemierzając przez lasy Puszczy Zielonka. Zabrałem dziś aparat i w tym pięknym dniu zrobiłem kilka ujęć. Pogoda wyśmienita do jazdy więc czego chcieć więcej ;)
Ostatni dzień roku udało się spędzić na rowerze. Podobnie jak rok temu ;) Warunki do jazdy w lesie były wręcz idealne, słońce pięknie malowało pejzaże, a temperatura nie dawała się aż tak mocno we znaki! Puszcza Zielonka pokazała dziś, że jest wiele miejsc których jeszcze nie przejechaliśmy. Na przyszły rok eksploracja najbardziej oddalonych zakątków nie ominie tego pięknego miejsca jakim są nasze najbliższe lasy. Dziękuję kompanom za udane kręcenie! Pozdro Z tego miejsca chciałbym również pozdrowić wszystkich których poznałem i miałem przyjemność jeździć w mijającym roku! Oby 2014 był bardziej owocny we wspólne wypady! Wszystkiego Najlepszego! Nie może zabraknąć osobnych podziękowań dla mojego kompana Grigora. Dzięki Grzechu za te wszystkie wspólne tripy, zwłaszcza za ten dziewiczy daleko od domu. Z Tobą nigdy nie jest nudno ;) Jeszcze raz Wszystkiego co Najlepsze na Nowy Rok! Pozdro Bracie!
Dziś udało się pokręcić w terenie. Piękna to chwila bo jak pisał Grzegorz trochę minęło czasu od naszego ostatniego tripu. Na dzień dobry każdy przedstawił swoje propozycje na dzisiejszy dzień. Wybraliśmy "zielony szlak" który okazał się strzałem w dziesiątkę. Chociaż nie przejechaliśmy go całego jednak "zaliczony" odcinek był ciekawy i technicznie ciekawy. Szkoda, że nie udało Nam się odnaleźć Buku który spędza sen z powiek Grigorowi - i to od dobrych kilku lat :) Kondycyjnie dałem rade, bo kiedy nie jeździłem rowerem biegałem także jest nie najgorzej. Udany dzień ;)
PS. jeśli chciałabyś/chciałbyś zobaczyć zdjęcia kliknij TU.
12 listopada br. w Poznaniu na ulicy Św. Marcin mój kuzyn pracujący jako kurier został śmiertelnie potrącony przez samochód ciężarowy. Kiedy na pogrzebie zobaczyłem jak jego koledzy wprowadzają stary rower owinięty białym płutnem, przystrojony rónymi kwiatami itd przeżyłem duży szok. W pewnym sensie poczułem się jakbym był na własnym pogrzebie, bo podobnie jak Szymon dość dużo czasu spędzałem na rowerze ... Już przed tą tragedią czułem że nadszedł taki moment w tym roku, że rower nieco mnie "odpychał". Szok o którym pisałem sprawił, że jakby przestraszyłem się jazdy na rowerze...
Od kilku dni wiedziałem, że w drugi dzień świąt chcę pojeździć na rowerze. Z żoną obraliśmy trasę i udało się także namówić kilka osób z rodziny. W piątkę ruszyliśmy "zaliczyć" Jezioro Swarzędz i Maltę. Pokręciłem, brakowało mi tego...